sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 22

*Harry*
Sara delikatnie lecz stanowczo zdjęła moją rękę ze swojego tyłka. Spojrzałem na nią prosząco, ale ona tylko uśmiechnęła się zadziornie i odwróciła głowę w drugą stronę, udając, że moje spojrzenie wcale jej nie ucieszyło. Poddałem się i poprosiłem Sarę o kluczyki do jej samochodu. Podała mi je i otworzyłem pojazd jednym kliknięciem. Otworzyłem dziewczynie drzwi pasażera, a sam zająłem miejsce za kierownicą. Szybko opuściłem podjazd i ruszyłem w kierunku domu Sary. Zdjęła buty i podciągnęła kolana pod brodę. Spojrzałem na nią. Jej głowa była oparta o szybę, a małe dłonie zaplecione na kolanach. Wygladała tak pięknie. Tak bardzo chciałem ją pocałować, ale było ciemno i ślisko, więc skupiłem całą swoją uwagę na drodze i nie patrzyłem w jej stronę. Rzuciłem jej tylko przelotne spojrzenie. Spała. Chęć pocałowania jej zwyciężyła. Odwróciłem się do niej, by złożyć na jej ustach mały pocałunek. Straciłem panowanie nad kierownicą. Wtedy pojawiła się ta ciężarówka.
*Paul*
- Zderzenie czołowe. Samochód osobowy z ciężarówką. Ranne dwie młode osoby. Chłopak i dziewczyna. Ich stan jest ciężki. Zostali już przewiezieni do szpitala. - słowa policjanta były jak potężny cios. Moja żona była już w szpitalu, czekała na wyniki badań i rozmawiała z lekarzami. Ja przyjechałem na miejsce wypadku, by dowiedzieć się co się stało.
  - Dziękuję, do widzenia. - Do widzenia. Wsiadłem do mojego drugiego samochodu i ruszyłem w kierunku londyńskiego szpitala. Spojrzałem na zmasakrowane BMW i w mojej głowie pojawiły się najgorsze myśli. Próbowałem je odpędzić, ale były zbyt rzeczywiste. Przyspieszyłem, by szybciej zobaczyć Sarę i dowiedzieć się czegoś od lekarzy.
*Tifanny*
Siedziałam na szpitalnym korytarzu w starych spodniach i zabrudzonej koszulce. Gdy zadzwonili do mnie ze szpitala, byłam w ogrodzie i sadziłam białe róże - ulubione kwiaty Sary. Natychmiast rzuciłam wszystko i przyjechałam tu taksówką. Czekałam na rozmowę z lekarzami, ale każdy z nich mijał mnie i szedł dalej. Po około czterdziestu minutach podeszła do mnie pielęgniarka w białym kitlu i zaprowadziła do gabinetu lekarza, który zajął się Sarą, po jej przyjeździe do szpitala. Obok niego siedział również ten, prowadzący leczenie Harry'ego.
- Dzień dobry, jest pani matką Sary?
- Tak.
- Pani córka jest w naprawdę ciężkim stanie. Ma złamane trzy żebra i lewą nogę. Wystąpił również krwotok wewnętrzny, ale już go opanowaliśmy. Dochodzą do tego obrażenia zewnętrzne - lekarz wyrecytował te słowa, a ja poczułam się, jakby ktoś zepchnął mnie do przepaści.
- Czy ona wyzdrowieje?
- Oczywiście, ale na razie nie odzyskała przytomności. Cały czas o to walczymy.
- Dziękuję, do widzenia.
- Do widzenia.
Wyszłam z małego gabinetu i oparłam się o ścianę. Zauważyłam, że pielęgniarka prowadziła jakąś kobietę do tego samego gabinetu, w którym ja byłam przed chwilą. Miała ciemne włosy i zielone oczy. Jej strój był podobny do mojego. Chyba tak jak ja została oderwana od pracy i przyjechała do dziecka. Zaraz. Ciemne włosy, zielone oczy. Matka Harry'ego! Podbiegłam do niej i powiedziałam:
- Jestem Tifanny Black, mama Sary.
- A ja Anne, mama Harry'ego. Idę porozmawiać z lekarzami.
- Ja już rozmawiałam, Sara wyzdrowieje. Mam nadzieję, że Harry też. Powodzenia. Trzymam kciuki. - Dziękuję, przyda się.
Anne zniknęła w drzwiach, a ja usiadłam na niewygodnym krześle i czekałam na Paula. Po chwili do szpitala wbiegł Paul, a za nim Nathalie z jakimś blondynem. To chyba ten Niall, o którym tak opowiada.
- Co z Sarą? - spytał nerwowo Paul.
- Ma złamane 3 żebra i lewą nogę, ale jej stan jest stabilny, niestety nie odzyskała jeszcze przytomności. - powiedziałam.
  Mój mąż objął mnie ręką i przytulił. Nathalie wybuchnęła płaczem, chciałam do niej wstać, ale Niall przytulił ją i zaczął pocieszać. Siedzieliśmy w ciszy jakieś 15 minut, dopóki z gabinetu nie wyszła zapłakana Anne. Niall podszedł do matki i ją przytulił.
- Co z Harry'm? - zapytał.
- Hh-aa-rry przeszedł trudną operacje ii zapadł w śpiączkę, nie wiadomo kiedy się obudzi - powiedziała, wybuchając jeszcze większą falą płaczu.
- To straszne, bardzo nam przykro - powiedziałam do Anne.
- Mamo a dzwoniłaś do Gemmy i taty? - zapytał Niall.
- Nie, ale nie mam na to siły. - powiedziała podchodząc do plastikowego krzesła na korytarzu. Usiadła nam nim i schowała twarz w dłoniach. Płakała. I to bardzo.
- Więc ja zadzwonię. - powiedział Niall, wyjmując swój telefon.
Wyszedł za drzwi. Zadzwonił najpierw do taty, ukrywał swój smutek nie chciał płakać. Gdy skończył rozmowę i zadzwonił do Gemmy, nie ukrywał już swoich emocji i rozpłakał się.

I jak się podoba?

5 komentarzy: